Najnowsze artykuły
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Henryk Tur
Źródło: http://www.goldenline.pl/henryk-tur
11
5,9/10
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
5,9/10średnia ocena książek autora
139 przeczytało książki autora
220 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
W sercu otchłani Henryk Tur
5,4
Na wstępie zaznaczę ,że książkę całkiem dobrze się czyta. Szczególnie na początku akcja jest całkiem dynamiczna i szybko się rozwija, pod koniec niestety jest trochę gorzej
Niestety to jest jej jedyna zaleta, gdyż cała masa błędów zarówno dotyczących zagadnień fizyki i to elementarnej, matematycznych a co gorsza logicznych czyni dla mnie tę książkę nieakceptowalną. To po prostu kpina z czytelnika powodowana kompletną ignorancją autora.
Zacznijmy od błędów logicznych:
Statek "Gandhi" leci ku gwieździe Gliese 229 w gwiazdozbiorze Zająca ,odległej o 18,8 roku świetlnego ,która jest doskonale widoczna z Ziemi, co prawda nie gołym okiem jednak przez zwykłą lornetkę 7x50 można ją dostrzec gdyż między nami a nią jest tylko próżnia. W jaki sposób więc gdzieś około połowy drogi, statek napotyka układ planetarny i to z gwiazdą centralną będącą podolbrzymem o masie trzech Słońc? Takie coś byłoby najjaśniejszym obiektem na naszym niebie. Tym bardziej ,że układ zawierał jeszcze Czarną dziurę, która wbrew temu co się powszechnie uważa może być potężnym źródłem światła. Oczywiście nie ona sama ale dysk akrecyjny wokół niej. Tak więc co? „Gandhi” leciał naokoło? To jednak nie zgadzało by się z czasem podróży i prędkością statku podawaną przez autora. Jakiś szybko przemieszczjący się układ planetarny spowity przez pył kosmiczny? Mało prawdopodobne, jednak staram się wymyślać różne rzeczy ,żeby ratować nie stworzone pomysły autora. Może więc zapylony układ jednak należałoby jednak wtedy o czymś takim choć zdanie napisać?
Statek wg autora leciał skrajem układu planetarnego zaś "hiperkometa" ,która mu zagroziła była pechowo zasłonięta przez dwa gazowe giganty znajdujące się w tym układzie. W jaki sposób więc owa "hiperkometa" "wyskoczyła" jak pisze autor 80 tys km przed dziobem statku. Znaczy ,że statek przelatywał obok którejś z gigantycznych planet układu a nie leciał jego skrajem. Bowiem ta odległość to ¼ dystansu do naszego Księżyca, dla statku podążającego z prędkością 0,5c to wręcz otarcie się. Zdaje się ,że autor nie jest świadom tego co sam napisał przed chwilą.
Nie mówiąc już o tym ,w nawigacji panuje obecnie i zawsze panowała jedna zasada:
Trzymać się z daleka od wszelkich niebezpieczeństw zarówno tych istniejących oraz tych zaledwie potencjalnych. Nigdy nie wyznacza się kursu w pobliżu wysp, mielizn, raf, akwenów zalodzonych czy takich gdzie spodziewana jest zła pogoda. Tak samo w przyszłości zapewne będzie się unikało wszelkich układów planetarnych ,które są z reguły zaśmiecone a zderzenie przy prędkości 0,5c z bryłką skały o średnicy centymetra wyzwoli energię 7 kt, połowę mocy bomby zrzuconej na Hiroszimę.
Przejdźmy teraz do Fizyki.
Pan autor w pewnym miejscu pięknie napisał o grawitacji w pobliżu Czarnej dziury ,że "Niewidzialna, potężna i trzymająca w całości Wszechświat moc osiąga tu swoje apogeum. " Za chwilę jednak sam sobie przeczy pisząc "mimo hamowania nie było szans na to ,aby wyrwać się z zasięgu oddziaływania grawitacyjnego czarnej dziury ,które rozpościerało się na pół jednostki astronomicznej" To jak to w końcu jest, cały Wszechświat czy pół AU ? A powyżej tej odległości co, grawitacja znika? Sam nie wiem, znów brak logiki czy podstawowej wiedzy z Fizyki?
Dalej jest tylko gorzej. Autor najpierw napisał ,że czarna dziura ,którą napotkał statek posiada masę dwa razy większą od słonecznej a potem zaś ,że jej promień horyzontu zdarzeń to 900 tys km. Bzdura jakiej łatwo można było uniknąć sprawdzając po prostu w Wiki o czym zresztą pisał już pan Veinylover. No ale jak się czytelników ma głęboko gdzieś to takie są tego skutki.
Czarna dziura o dwukrotnej masie Słońca będzie miała promień horyzontu około 6 km, natomiast ,żeby mieć promień 900 tys km musiałaby mieć masę 303 tysiące razy większą od Słońca. Znacząca różnica jak sądzę?
Autor wielokrotnie pisał też o niebezpiecznym dla załogi przyspieszeniu podczas spadania na Czarną dziurę a to jest kolejna bzdura. Samo przyspieszenie nie jest w żaden sposób niebezpieczne bowiem jest to spadek swobodny, przynajmniej dopóki nie pracują silniki no ale ich ciąg zawsze można zmniejszyć do takiej wartości jaką wytrzyma załoga. Tego przyspieszenia nawet nie da się zmierzyć i nigdy nie będzie można tego zrobić, tym bardziej nie można zrobić tego zdalnie, nie mając ,żadnych punktów odniesienia, autor robi to jednak nagminnie. Zabójcze jest nie samo przyspieszenie a jego różnice a więc i siła przyciągania działająca na różne części statku czy ciała kosmonauty.
Tego co bohaterowie przeżywają pod horyzontem nawet nie będę komentował gdyż jak to pięknie i trafnie napisała MamusiaMuminka w swojej recenzji:
"Nauka także idzie w kąt na rzecz po prostu dziecinnych fantazji (dotyczących właściwości czarnych dziur),na tyle oderwanych od naukowej rzeczywistości, że zamiast science-fiction mamy raczej baju-baju-fiction, co sprawia, że cała powieść staje się niepoważna."
Poniżej jeszcze inne "kwiatki" tym razem matematyczne:
Oderwanie się od Ziemi wymaga drugiej nie trzeciej prędkości kosmicznej. Trzecia to przezwyciężenie grawitacji Słońca z orbity Ziemi.
1/3 sekundy od Ziemi do Słońca to może leciał "Sokół Millenium" w nadprzestrzeni. „Gandhi” z połową prędkości światła pokonał by tą odległość w ok. 17 minut, czyli ok. 3000 razy wolniej.
Tak więc proszę oceńcie sami czy książka jest warta 7.86 zł za ebooka? Moim zdaniem nie, gdyż jak już napisałem na początku to po prostu lekceważenie czytelnika i wciskanie mu ciemnoty.
W sercu otchłani Henryk Tur
5,4
Początek powieści (ok. 1/3 objętości) obiecujący, autor zachowuje akceptowalną zgodność z aktualnym stanem nauki, pod względem językowym trudno się przyczepić. Niestety, w chwili gdy statek wraz z załogą wpada w pułapkę, wszystko się sypie. Tempo akcji stopniowo spada, aż pod koniec właściwie nic się nie dzieje, akcję zastępują coraz dłuższe i nudniejsze dialogi, niektóre wręcz nie na temat i/lub zbyt łopatologiczne. Nauka także idzie w kąt na rzecz po prostu dziecinnych fantazji (dotyczących właściwości czarnych dziur),na tyle oderwanych od naukowej rzeczywistości, że zamiast science-fiction mamy raczej baju-baju-fiction, co sprawia, że cała powieść staje się niepoważna.